wtorek, 3 czerwca 2014

Rozdział lV

-POBUDKAAAAAA!-wrzask mojej kochanej siostrzyczki przerwał ten piękny sen o Maćku Kocie na najwyższym stopniu podium Turnieju Czterech Skoczni.
-Victoria!! Oszalałaś??!!-ryknęłam w poduszkę.
-Pobudka, pobudka, pobuuuudka!! Nasz pierwszy dzień w Krakowie! Wstawaj!-Boszzz... czy ona nie rozumie, że niektórzy chcą się wyspać? Oczywiście, że nie! Tylko drze się jak opętana, bo oczywiście dla niej dziewiąta to odpowiednia pora, żeby wstać, a to przecież jest środek nocy! Zwlekłam się z łóżka i na oślep ruszyłam do łazienki. Właśnie, na oślep! I jak zwykle moje lenistwo się nie opłaciło. Bo tylko ja mogę zostawić walizkę na środku pokoju. Ma to swoje plusy - przynajmniej się obudziłam. No i nie miałam problemu ze znalezieniem moich rzeczy. Z walizki wyjęłam seledynową sukienkę, kremowe szpilki i kosmetyczkę.
   Szykowałam się prawie w biegu, bo inaczej te zrobione przez Vicky, apetycznie pachnące tosty by wystygły. Zbiegłam po schodach, o mało się przy tym nie zabijając i ukradłam siostrze ostatniego tosta. To nasza tradycja. Tradycją jest też to, że Victoria tylko kręci głową mierząc mnie niby to groźnym wzrokiem.
   Idąc w stronę Ujotu starałam sobie przypomnieć numer sali, w której mam pierwsze wykłady. To było trzysta... nie, czterysta piętnaście. Tak, czterysta piętnaście na pewno. Weszłam do budynku nie zwracając większej uwagi na architekturę, która tak fascynowała moja siostrzyczkę. Z niemałym trudem znalazłam odpowiednią salę i zajęłam miejsce z tyłu.  Przede mną usiadł jakiś dziwny koleś z dziwną, niebieską substancją bulgoczącą w ściskanym przez niego flakoniku. Trochę to zaskakujące, ale przecież jesteśmy w Krakowie, tu wszystko może się zdarzyć.
-Witam państwa w nowym roku akademickim, dla przypomnienia nazywam się dr. Kazimierz Lis i poprowadzę z wami zajęcia z chemii.-przed nami pojawił się siwiejący mężczyzna w źle dobranym stroju.
-Ooo... cholera! Przepraszam, pomyliłam salę! Jestem tu pierwszy dzień i chyba się zgubiłam, już mnie tu nie ma!-wrzasnęłam, wybiegając z sali. Czego jak czego, ale chemii nigdy nie lubiłam. Wręcz nienawidziłam... Zaraz... skąd ja znam tego kolesia?-Yyy... przepraszam, chyba się zgubiłam, jestem na trzecim roku psychologii i...
-I spóźniłaś się na zajęcia do Dąbrowskiej. Nieładnie.-Ten głos... Zaraz...
-Tomek?-spytałam, przypominając sobie, skąd znam tego chłopaka.
-Zuzka? Co ty tu robisz?! Nie widzieliśmy się chyba z sześć lat.
-Pięć, ale to i tak dużo. Mów, co u ciebie?
-Jak widać studiuję na Ujocie, co z resztą widać i, tak jak ty spóźniłem się na zajęcia do Dąbrowskiej. Pierwszy raz odkąd zacząłem studia! Ale jak widać, opłaciło się. To co? Dasz się zaprosić na kawę w ramach starej znajomości?-zgodziłam się. No bo jak mogłabym się nie zgodzić?  Tomek to w końcu moja pierwsza miłość i jeden z najprzystojniejszych chłopaków jakich poznałam.
    Rozmowa o niczym szybko przekształciła się w rozmowę o naszej wspólnej przeszłości. Rozmawialiśmy długo... bardzo długo. Nieoczekiwanie nasze spóźnienie zamieniło się w nieplanowane wagary. Po południu dostałam sms od Vicky. Też urwała się z wykładów. Nieładnie, Victoria, ja ci dam!
   Późnym wieczorem wróciłam do domu. Zaraz... czy Viki nie była w kremowej sukience?
-Ej, ty nie byłaś na uczelni w kremowej sukience?
-Jakiś debil...
-Hahaha, jakby wiedziała, że to na ciebie, to zabrałabym mu ten flakonik.-zaśmiałam się i opowiedziałam siostrze o mojej porannej przygodzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz