wtorek, 27 maja 2014

Rozdział I: Żegnaj Warszawo

Kiedy wstałam, oślepiło mnie światło słońca. Nawet w takim betonowym świecie zdarzały się piękne obrazy natury. Zamiast wstać usiadłam na brzegu łóżka i rozejrzałam się dookoła. Mój pokój nie był jakiś największy, ale go lubiłam. Teraz bardzo rzadko będę go widywała. Jednak ta myśl jakoś mnie nie przerażała- wręcz przeciwnie. Cieszyłam się na zmianę otoczenia. Miałam dosyć Warszawy i całego swojego rutynowego życia. No, zdarzały się w nim przebłyski.. Czasami  nawet za dużo hehe. Wszystkie moje rzeczy już dawno były spakowane do naszego rodzinnego mini vana, tak jak mojej siostry bliźniaczki. A propo, właśnie zapukała do mojego pokoju i zawołała na śniadanie. Nie trwało ono tak, jak zwykle. Zawsze pomimo wczesnej pory było wesoło. W naszym domu nie można narzekać na nudę ;)Dzisiaj każdy członek rodziny siedział cicho. Wraz z siostrą tylko udawałyśmy smutek, obie byłyśmy zadowolone w głębi serca. Obie zaczęłyśmy 2 lata temu studia na Uniwersytecie Warszawskim, jednak kiedy zdarzyła się taka możliwość obie przeniosłyśmy się na inną uczelnię. Kraków… miasto naszych marzeń. Kiedy byłyśmy małe jeździłyśmy do swojej babci. To były najlepsze wakacje w życiu. Ludzie byli strasznie życzliwi, nie to co tutaj. Niestety, miesiąc temu nasza babcia umarła, zostawiając nam w spadku dom, niemalże w centrum miasta. Byłyśmy smutne z powodu jej śmierci, przeżyłyśmy ją bardzo mocno. Jednak teraz zamierzamy skorzystać z jej zapisu w testamencie. Z przeniesieniem na ten sam rok studiów nie miałyśmy większych problemów.
-Kochanie, czas się zbierać – odezwała się cicho nasza mama.
Nikt się nie odezwał. Tata złapał za kluczyki i poszedł wyprowadzić auto.
-No młode, tylko tam za bardzo się nie rozhulajcie! – nasz brat zawsze lubił się z nas nabijać. Był od nas starszy, więc uważał że wszystko mu wolno.
-Jak wrócimy, to nas nie poznasz!- zawołałam uderzając go pięścią w ramię.
Najgorsze było pożegnanie z naszą mamą. Biedulka aż zaczęła płakać. Dobrze wiedziała, że teraz najprawdopodobniej zobaczy nas dopiero na święta. No cóż, tak bywa kiedy ma się dwie dorosłe córki chętne poznawania świata. Po naszych pożegnaniach przyszedł czas na podróż. Z wielką chęcią wsiadłyśmy do naszego chevroleta przepełnionego bagażami.

Nazywam się Wiktoria Włodarczyk i mam 21 lat. Jednak wolę podpisywać się Victoria. Znajomi mówią mi Vicky. Mam nieznośną siostrę bliźniaczkę Zuzę, którą i tak kocham nad życie. Nie jesteśmy do siebie podobne, noo może trochę z charakteru. Niestety, podobają nam się często ci sami chłopacy. Raz jedna odbijała chłopaka drugiej i na odwrót. Jednak przysięgłyśmy sobie, że nigdy nie zerwiemy ze sobą kontaktu przez chłopaka. Bo kłótnie oczywiście zdarzały się nade często ;) Moim zamiłowaniem jest muzyka. Jednak nie udzielam się w tym profesjonalnie. Lubię śpiewać, gram na gitarze i perkusji. Często brałam udział w różnych konkursach. Niestety, odkąd w gimnazjum pewna jurorka bardzo mocno skrytykowała jedną fałszywą nutę podczas grania na gitarze a ja ze zdenerwowania ją uderzyłam, nie mam jakiś wybitnych osiągnięć. Umiem przyjmować krytykę… zazwyczaj ;) zależy w jaki sposób ktoś ją wyrazi. Raczej jestem spokojną osobą, ale na różnych imprezach itd. zmieniam się w kompletnie inną osobę. Aby mnie ocenić, trzeba dokładnie mnie poznać. Moim zamiłowaniem są skoki narciarskie, piłka nożna i siatkówka. Jednak skoki nad wszystko ;) Oglądam je odkąd pamiętam, a teraz będę mieszkała nie aż tak daleko od Zakopanego. Parę lat temu pojechałyśmy z Zuzą i naszym bratem na Puchar Świata pod Wielką Krokiew. Poza tym, że nieźle narozrabiałyśmy (uciekłyśmy bratu w pogoni za Adamem Małyszem, dopadłyśmy go koło Toi Toia i z wielkiego szoku poprosiłyśmy go o autograf na desce klozetowej ;) ) to była świetna zabawa. Kochałam góry bardzo mocno. I teraz, po wielu godzinach podróży zaczynałam dostrzegać te piękne widoki, które były tłem naszego nowego domu. Krakowa J

2 komentarze:

  1. Zacznę może od pozytywnej strony. Ciekawe wprowadzenie do historii, choć narracja pierwszoosobowa nie jest ty, co lubię najbardziej. Wszystko opisane, wyjaśnione. Pierwsza część jest całkiem w porządku i już jestem bardzo ciekawa, jak rozwinie się sytuacja.
    Autograf na desce klozetowej - zdecydowanie na plus (dostały go?) :D

    Teraz mniej przyjemna część komentarza. Po pierwsze, jak już wspomniałam, nie lubię takiej narracji. I wtrąceń typu: "hehe" gdzieś w środku tekstu. Coś takiego mogłoby mieć miejsce w pamiętniku bohaterki, ale do opowiadania mi nijak nie pasuje.
    Ogólnie wydaje mi się, że rozdział nie jest stuprocentowo dopracowany. Przeskoki pomiędzy opisem pokoju a opisem "tu i teraz", parę brakujących przecinków... Poza tym, w prozie liczby zapisuje się raczej słownie, wyjątkiem są daty, np. 1990r.
    Druga część już absolutnie do mnie nie przemawia (oprócz zabawnej części o Adamie Małyszu!), ponieważ bardzo nie lubię, kiedy mam coś podawane na tacy. Tego wszystkie o Victorii wolałam się dowiedzieć z czasem, a nie od razu.
    Jak już pisałam, nieco niedopracowany rozdział, ale to da się naprawić. Wystarczy usunąć parę powtórzeń (wyłapiesz je, kiedy przeczytasz wpis parę razy), dodać kika przecinków i poprawić niektóre zwroty. ("Chłopcy", "chłopaki", wszystko, tylko nie "Chłopacy"!).

    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za drobne uwagi ;) na pewno postaram się wziąć je sobie do serca ;) dopiero zaczynamy pisać, a początki nie są nigdy łatwe ;) na pewno nie chcemy, by to było takie opowiadanie typowo poetyckie- wręcz przeciwnie! Aby słowa nie były podniosłe, tylko używane przez ludzi w tym wieku na co dzień ;)

    OdpowiedzUsuń