czwartek, 29 maja 2014

Rozdział III

Pierwsza w naszym nowym życiu noc w domu babci była bardzo przyjemna. Po ciężkiej podróży zasnęłam natychmiast. Z rana obudził mnie jakiś zapach. Nie chciałam od razu otwierać oczu. Wczułam się w go jeszcze głębiej. Co to było? Stara cegła, drewniany antyk, odrobina wanilii. Tak, to było charakterystyczne dla domu babci. Jednak już była pora, by wstać. Dzisiaj miałyśmy pierwszy dzień zajęć (tak, dzień wcześniej nie byłyśmy na inauguracji- żadna z nas nie lubi takich ,,ceremonii”). Szybko  zeszłam na dół. Nie miałyśmy czasu, by ogarnąć dom. Zrobimy to w weekend. Szybko chwyciłam za toster, by zrobić na śniadanie tosty z serem. A Zuza jak nie zeszła, tak nie schodziła dalej. ŚPIOCH- pomyślałam. Chociaż sama też nim zazwyczaj byłam. Jakimś cudem udało mi się po cichu wejść po starych, skrzypiących schodach do góry i otworzyć bez szmeru drzwi do jej sypialni. Zuza leżała rozwalona na całym łóżku. To było u nas rodzinne ;)
-POBUDKAAAAAA!!- krzyknęłam ze śmiechem. Zanim Zuza otworzyła oczy już zdążyłam na nią wskoczyć radośnie.
-Victoria!! Oszalałaś??!!- warknęła nadal zaspana.
-Pobudka, pobudka, pobuuuudka!! Nasz pierwszy dzień w Krakowie! Wstawaj!- wołałam coraz bardziej radośnie.
Wkrótce potem zjadłyśmy razem śniadanie. Na szczęście mamy w domu dwie łazienki, więc nie kłóciłyśmy się o lustro. Co dzisiaj ubrać? Na pierwszy dzień przyda się coś eleganckiego. Beżowa, lekko kloszowana sukienka z rękawkiem ¾ i baletki? Brzmiało nieźle, zwłaszcza że zapowiadała się ładna pogoda. Po szybkim wyszykowaniu się obie popędziłyśmy na uczelnię. Każda studiowała teraz na Uniwersytecie Jagiellońskim, jednak na innych wydziałach.
Wydział filologiczny z zewnątrz wyglądał, jak pałac. Zbudowany z ciemnoczerwonych cegieł ze smukłymi, białymi oknami. Wnętrze było również utrzymane w tym charakterze, jednak było wyremontowane. Czuć było ten niesamowity urok całego miasta. Byłam raczej nowoczesną osobą, lecz lubiłam również taki styl. Bez problemu znalazłam salę, w której odbywały się pierwsze wykłady. Pozostali studenci od razu zauważyli ,,tę nową”. Jednak okazali się dla mnie bardzo mili, sympatyczni. Przyjęli mnie ciepło. Każdy był na swój sposób inny, prawdziwy, oryginalny. Na roku mięliśmy i muzyków, i sportowców, i artystów i wielu, wielu innych. Ale wszystkich to magiczne miasto połączyło. Bardzo łatwo nawiązałam nowe znajomości. Nawet z paroma znajomymi umówiłam się na piwko po zajęciach ;). To miejsce coraz bardziej mi się podobało
-Hej, nowa! Victoria!- usłyszałam męski głos za swoimi plecami, kiedy stałam pod uczelnią. Chwila.. jak on się nazywał?
-Adam! Co tam?- odpowiedziałam po dłuższym zastanowieniu.
-Zapomniałaś mojego imienia, prawda?- spytał z łobuzerskim uśmiechem.
-Nie, no coś Ty!- musiałam skłamać, by nie wyjść na sklerotyczkę.-Co się stało?
-Co Ty na to? Po co czekać do wieczora? Wybierzmy się naszą paczką teraz na miasto. I tak od nas, studentów dowiesz się więcej o wykładowcach, niż od nich samych. Wrócimy na ostatni wykład, który jest dzisiaj najważniejszy.
Po chwili namysłu zgodziłam się. Nic lepiej nie łączy nowych znajomych, jak wspólne wagary ;). Usiedliśmy na rynku głównym, nalaliśmy do bidonu piwo , siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Nagle, o godzinie 12 rozległ się bardzo charakterystyczny dla Krakowa dźwięk- hejnał mariacki. Jak dawno go nie słyszałam! Na tę chwilę przestałam się odzywać, wsłuchałam się w niego. Kiedy się skończył, spojrzałam na nowych znajomych. Adam.. wysoki blondyn o niebieskich oczach, o dobrej postawie. To był nasz sportowiec. Magda- to był prawdziwy oryginał! Kolorowy ubiór, mocny make up. Szczupła, niezbyt wysoka. Do tego czarne, proste włosy z odcieniami niebieskiego. Typowa artystka, jednak o bardzo przyjemnym usposobieniu. Jarek i Dawid byli bliźniakami, ale nie takimi jak ja i Zuza. Oni byli niemalże identyczni- Bruneci o zielonych oczach. Założyli własną kapelę. Najładniejszą dziewczyną, jaką widziałam na roku była Lidka. Siedziała właśnie koło mnie i popijała piwo. Blondynka o lekkim typie urody, też lubiąca sukienki. Uwielbiała Anglię, jak i język angielski. Ją polubiłam dzisiejszego dnia najbardziej.
W międzyczasie dzwoniłyśmy i pisałyśmy do siebie z Zuzą. Każda musiała na gorąco komentować wszystko, co widzi, co czuje. I oczywiście obie musiałyśmy czytać w myślach drugiej. Taki los bliźniaczek ;)
Po bardzo przyjemnym południu z grupką nowych znajomych trzeba było wrócić na uczelnię. Nagle moim oczom ukazał się tajemniczy, przystojny nieznajomy. Brązowe włosy, szare oczy. Natychmiast zwrócił moją uwagę. Jednak szybko uciekł nam z zasięgu wzroku. Lidka mi powiedziała, że jest z naszego roku. Na tę wiadomość musiałam szybko odwiedzić łazienkę. Po szybkim przeglądzie wróciłam na korytarz. Moich znajomych nie było, poszli zająć miejsce w sali. Sama zaczęłam zmierzać w tym kierunku, kiedy nagle podbiegł do mnie jakiś niski chłopak
-Jesteś z trzeciego roku anglistyki?-spytał z ogromnym pośpiechem.
-Yy, tak!- odpowiedziałam uśmiechając się
-Weź to i zanieś proszę mi do sali, muszę szybko coś załatwić!- niemalże krzyczał wciskając mi duży flakonik z niebieską substancją. Chyba trafiłam na jakiegoś chemika, a ta substancja niemiłosiernie bulgotała i wydobywała dym.
-Co to… -zaczęłam, jednak musiałam urwać, bo mój rozmówca nagle zniknął.
No cóż. Ufałam ludziom, więc wierzyłam, że substancja jest bezpieczna. Szłam z dziwnym flakonikiem wolno, by go nie zbić. Wszyscy ludzie patrzyli się na mnie osłupiali, więc odpowiadałam im miłym uśmiechem. W duszy czułam się bardzo głupio z tym czymś. Na salę musiałam wejść od dołu. Wszyscy już zajęli swoje miejsca, a wykładowca właśnie siadał na swoim fotelu. Ujrzałam Lidkę, która zawołała mnie ręką na miejsce. Jednak i ona patrzyła na mnie zaskoczona
-Przepraszam, co pani…- usłyszałam wykładowcę. Lecz nie mógł dokończyć swojego pytania. Idąc w stronę znajomych mój dziwny flakonik nagle eksplodował z wielką siłą. Na całej Sali rozległ się huk. Nie za bardzo wiedziałam co się dzieje. W momencie wybuchu zamknęłam oczy i trzymałam je tak przez kilka ładnych sekund. Po chwili zrobiło się bardzo cicho, a mój nos niemiłosiernie się skrzywił. Po całej sali rozniósł się zapach smrodu i czegoś, czego nie umiałam określić. Wtedy otworzyłam oczy. Wszyscy patrzeli osłupieni  w moją stronę. Dopiero po chwili zorientowałam się, że jestem niebieska od stóp do głów. Nie licząc kilku metrów dookoła mnie. Rozejrzałam się po sali. Moi znajomi już parsknęli śmiechem. Aby nie pokazać zdenerwowania poszłam w ich ślady. Po raz kolejny znalazłam się w bardzo głupiej sytuacji, która tak naprawdę nie wiem czemu mnie śmieszyła.

Lepszego początku nowych studiów nie mogłam sobie wymarzyć ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz