Pierwsza w naszym nowym życiu noc w domu babci była bardzo
przyjemna. Po ciężkiej podróży zasnęłam natychmiast. Z rana obudził mnie jakiś
zapach. Nie chciałam od razu otwierać oczu. Wczułam się w go jeszcze głębiej.
Co to było? Stara cegła, drewniany antyk, odrobina wanilii. Tak, to było
charakterystyczne dla domu babci. Jednak już była pora, by wstać. Dzisiaj
miałyśmy pierwszy dzień zajęć (tak, dzień wcześniej nie byłyśmy na inauguracji-
żadna z nas nie lubi takich ,,ceremonii”). Szybko zeszłam na dół. Nie miałyśmy czasu, by ogarnąć
dom. Zrobimy to w weekend. Szybko chwyciłam za toster, by zrobić na śniadanie
tosty z serem. A Zuza jak nie zeszła, tak nie schodziła dalej. ŚPIOCH-
pomyślałam. Chociaż sama też nim zazwyczaj byłam. Jakimś cudem udało mi się po
cichu wejść po starych, skrzypiących schodach do góry i otworzyć bez szmeru
drzwi do jej sypialni. Zuza leżała rozwalona na całym łóżku. To było u nas
rodzinne ;)
-POBUDKAAAAAA!!- krzyknęłam ze śmiechem. Zanim Zuza
otworzyła oczy już zdążyłam na nią wskoczyć radośnie.
-Victoria!! Oszalałaś??!!- warknęła nadal zaspana.
-Pobudka, pobudka, pobuuuudka!! Nasz pierwszy dzień w
Krakowie! Wstawaj!- wołałam coraz bardziej radośnie.
Wkrótce potem zjadłyśmy razem śniadanie. Na szczęście mamy w
domu dwie łazienki, więc nie kłóciłyśmy się o lustro. Co dzisiaj ubrać? Na
pierwszy dzień przyda się coś eleganckiego. Beżowa, lekko kloszowana sukienka z
rękawkiem ¾ i baletki? Brzmiało nieźle, zwłaszcza że zapowiadała się ładna
pogoda. Po szybkim wyszykowaniu się obie popędziłyśmy na uczelnię. Każda
studiowała teraz na Uniwersytecie Jagiellońskim, jednak na innych wydziałach.
Wydział filologiczny z zewnątrz wyglądał, jak pałac.
Zbudowany z ciemnoczerwonych cegieł ze smukłymi, białymi oknami. Wnętrze było również
utrzymane w tym charakterze, jednak było wyremontowane. Czuć było ten
niesamowity urok całego miasta. Byłam raczej nowoczesną osobą, lecz lubiłam
również taki styl. Bez problemu znalazłam salę, w której odbywały się pierwsze
wykłady. Pozostali studenci od razu zauważyli ,,tę nową”. Jednak okazali się
dla mnie bardzo mili, sympatyczni. Przyjęli mnie ciepło. Każdy był na swój
sposób inny, prawdziwy, oryginalny. Na roku mięliśmy i muzyków, i sportowców, i
artystów i wielu, wielu innych. Ale wszystkich to magiczne miasto połączyło.
Bardzo łatwo nawiązałam nowe znajomości. Nawet z paroma znajomymi umówiłam się
na piwko po zajęciach ;). To miejsce coraz bardziej mi się podobało
-Hej, nowa! Victoria!- usłyszałam męski głos za swoimi
plecami, kiedy stałam pod uczelnią. Chwila.. jak on się nazywał?
-Adam! Co tam?- odpowiedziałam po dłuższym zastanowieniu.
-Zapomniałaś mojego imienia, prawda?- spytał z łobuzerskim uśmiechem.
-Nie, no coś Ty!- musiałam skłamać, by nie wyjść na
sklerotyczkę.-Co się stało?
-Co Ty na to? Po co czekać do wieczora? Wybierzmy się naszą
paczką teraz na miasto. I tak od nas, studentów dowiesz się więcej o
wykładowcach, niż od nich samych. Wrócimy na ostatni wykład, który jest dzisiaj
najważniejszy.
Po chwili namysłu zgodziłam się. Nic lepiej nie łączy nowych
znajomych, jak wspólne wagary ;). Usiedliśmy na rynku głównym, nalaliśmy do
bidonu piwo , siedzieliśmy i rozmawialiśmy. Nagle, o godzinie 12 rozległ się
bardzo charakterystyczny dla Krakowa dźwięk- hejnał mariacki. Jak dawno go nie
słyszałam! Na tę chwilę przestałam się odzywać, wsłuchałam się w niego. Kiedy
się skończył, spojrzałam na nowych znajomych. Adam.. wysoki blondyn o
niebieskich oczach, o dobrej postawie. To był nasz sportowiec. Magda- to był
prawdziwy oryginał! Kolorowy ubiór, mocny make up. Szczupła, niezbyt wysoka. Do
tego czarne, proste włosy z odcieniami niebieskiego. Typowa artystka, jednak o
bardzo przyjemnym usposobieniu. Jarek i Dawid byli bliźniakami, ale nie takimi
jak ja i Zuza. Oni byli niemalże identyczni- Bruneci o zielonych oczach.
Założyli własną kapelę. Najładniejszą dziewczyną, jaką widziałam na roku była
Lidka. Siedziała właśnie koło mnie i popijała piwo. Blondynka o lekkim typie
urody, też lubiąca sukienki. Uwielbiała Anglię, jak i język angielski. Ją
polubiłam dzisiejszego dnia najbardziej.
W międzyczasie dzwoniłyśmy i pisałyśmy do siebie z Zuzą.
Każda musiała na gorąco komentować wszystko, co widzi, co czuje. I oczywiście
obie musiałyśmy czytać w myślach drugiej. Taki los bliźniaczek ;)
Po bardzo przyjemnym południu z grupką nowych znajomych trzeba
było wrócić na uczelnię. Nagle moim oczom ukazał się tajemniczy, przystojny
nieznajomy. Brązowe włosy, szare oczy. Natychmiast zwrócił moją uwagę. Jednak
szybko uciekł nam z zasięgu wzroku. Lidka mi powiedziała, że jest z naszego
roku. Na tę wiadomość musiałam szybko odwiedzić łazienkę. Po szybkim
przeglądzie wróciłam na korytarz. Moich znajomych nie było, poszli zająć
miejsce w sali. Sama zaczęłam zmierzać w tym kierunku, kiedy nagle podbiegł do
mnie jakiś niski chłopak
-Jesteś z trzeciego roku anglistyki?-spytał z ogromnym
pośpiechem.
-Yy, tak!- odpowiedziałam uśmiechając się
-Weź to i zanieś proszę mi do sali, muszę szybko coś
załatwić!- niemalże krzyczał wciskając mi duży flakonik z niebieską substancją.
Chyba trafiłam na jakiegoś chemika, a ta substancja niemiłosiernie bulgotała i
wydobywała dym.
-Co to… -zaczęłam, jednak musiałam urwać, bo mój rozmówca
nagle zniknął.
No cóż. Ufałam ludziom, więc wierzyłam, że substancja jest
bezpieczna. Szłam z dziwnym flakonikiem wolno, by go nie zbić. Wszyscy ludzie
patrzyli się na mnie osłupiali, więc odpowiadałam im miłym uśmiechem. W duszy
czułam się bardzo głupio z tym czymś. Na salę musiałam wejść od dołu. Wszyscy
już zajęli swoje miejsca, a wykładowca właśnie siadał na swoim fotelu. Ujrzałam
Lidkę, która zawołała mnie ręką na miejsce. Jednak i ona patrzyła na mnie
zaskoczona
-Przepraszam, co pani…- usłyszałam wykładowcę. Lecz nie mógł
dokończyć swojego pytania. Idąc w stronę znajomych mój dziwny flakonik nagle
eksplodował z wielką siłą. Na całej Sali rozległ się huk. Nie za bardzo
wiedziałam co się dzieje. W momencie wybuchu zamknęłam oczy i trzymałam je tak
przez kilka ładnych sekund. Po chwili zrobiło się bardzo cicho, a mój nos
niemiłosiernie się skrzywił. Po całej sali rozniósł się zapach smrodu i czegoś,
czego nie umiałam określić. Wtedy otworzyłam oczy. Wszyscy patrzeli
osłupieni w moją stronę. Dopiero po
chwili zorientowałam się, że jestem niebieska od stóp do głów. Nie licząc kilku metrów dookoła mnie. Rozejrzałam się po sali. Moi znajomi już parsknęli
śmiechem. Aby nie pokazać zdenerwowania poszłam w ich ślady. Po raz kolejny
znalazłam się w bardzo głupiej sytuacji, która tak naprawdę nie wiem czemu mnie
śmieszyła.
Lepszego początku nowych studiów nie mogłam sobie wymarzyć
;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz